niedziela, 28 grudnia 2014

Epilog - "Bo czasem trzeba zaryzykować..."

- Maciek! - zawołała dziewczyna - możesz się pospieszyć?
Odpowiedziała jej głucha cisza.
-Proszę Cie! Znowu się spóźnimy! - Ewelina zaczęła się denerwować.
Przeglądnęła się jeszcze raz w lustrze. Wiedziała, że jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Czerwona sukienka przed kolano i wysokie szpilki sprawiały, że wyglądała niczym księżniczka szykująca się na bal. Wyprostowała sobie włosy, zrobiła lekki makijaż i ubrała biżuterię którą dostała od Maćka na urodziny. Niczym nie przypominała dziewczyny, którą była jeszcze kilka miesięcy temu.
Wróciła wspomnieniami do pamiętnego wieczoru, kiedy dała swojemu ukochanemu nadzieję na to, że mogą być razem. Przez następny miesiąc regularnie się spotykali. Za każdym razem poznawali się dokładniej i jeszcze mocniej w sobie zakochilwali. Później wszystko potoczyło się już dużo szybciej. I tak od 2 miesięcy mieszkają we wspólnym mieszkaniu w Zakopanem.
W tym momencie do salonu wszedł chłopak. Otworzył usta i niemo okazał to, że jest zachwycony, jak wygląda jego dziewczyna. Podszedł do niej, pocałował w policzek, po czym wyszli na zewnątrz.
Gdy dotarli pod dom jego rodziców Ewelina złapała Maćka za rękę.
- Trochę się denerwuję - wyznała.
- Nie masz czym - w geście wsparcia objął ją w talii - będzie dobrze.
Oworzyła Pani Kot - elegancko ubrana kobieta, która szeroko się uśmiechała. Zaprosiła gości do salonu, gdzie czekali tata i brat Maćka - Kuba. Gdy chłopak przedstawił ich sobie, usiedli do wspólnej kolacji. Spędzili czas na miłej rozmowie i śmiesznych historyjkach z dzieciństwa chłopaków.
Po 3 godzinach wrócili do domu, przebrali się w dresy i usiedli przed telewizorem.
- Było bardzo miło. - powiedziała po chwili ciszy.
- Mówiłem, że bedzie dobrze. - uśmiechnął się.
W tym momencie telefon Maćka zawibrował. Na wyświetlaczu zobaczył nazwę "Kuba". Od razu odczytał sms-a i zaśmiał się cichutko, pokazując dziewczynie urządzenie.
"Świetna dziewczyna! Rodzice nie mogą się jej nachwalić! Kiedy ślub? :p"
Zaśmiała sie również i mocnej wtuliła w Maćka.
- Ale na ślub jestem jeszcze za młoda - szturchnęła go w brzuch.
- Poczekam na odpowiedni moment, który na pewno nadejdzie - uśmiechnął się - nigdzie Cię już nie puszczę.
Wtulili się mocno w siebie, czując, że w tym uścisku mogli by trwać już zawsze.
Wyglądali, jak stare dobre małżeństwo. Bo czasem trzeba zaryzykować, pozwolić wejść drugiej osobie do swojego serca, aby poczuć, co to prawdziwe szczęście...
Koniec.
Przepraszam i dziękuje. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy.
Unknown

poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 4 - "Każdy krok w przód, jest krokiem do celu"




Przez kilka następnych dni kontakt z dziewczyną był utrudniony. Nie chodzi o Maćka. Nie widzieli się od ostatniego spotkania. Myślę raczej o osobach, z którymi Ewelina miała poprawne relacje. Taka Pani Jadzia. Nie mogła porozmawiać z dziewczyną, która znikała na kilka godzin w ciągu dnia, a gdy była udawała, że śpi albo nie odpowiadała na zadane pytania. Jadła coraz mniej, a gdy odmówiła na propozycję pracy, opiekunka zaczęła się o nią martwić.
Każdy dzień wyglądał tak samo. Budziła się przed południem, a zanim nadszedł moment zejścia z łóżka minęła następna godzina. Próbowała odtwarzać w pamięci  fragmenty tej rozmowy. Rozmowy, której tak bardzo żałowała. Mimo iż była w pełni świadoma tego co mówi, to dopiero na następny dzień zdała sobie sprawę, że wypity wcześniej alkohol, dodał jej odwagi, aby prawie nieznanemu chłopakowi opowiedzieć o temacie, którego nie chciała poruszać nawet sama ze sobą. Jej ogromne poczucie winy zasysało jej żołądek tak, że jedzenie nie mogło przejść jej przez gardło. Popołudniami wychodziła z budynku i kierowała się w stronę najtańszego sklepu monopolowego w okolicy. Kupowała trunek i przez godzinę sączyła go na ławce w parku. Później szła na długi spacer, aby całkowicie wytrzeźwieć i wracała do schroniska. Jej oszczędności z dnia na dzień były coraz mniejsze, a dochodów nie miała, gdyż nie chciała podjąć pracy.
Normalnie martwiłaby się o przyszłość. O to, co stanie się z nią, gdy pieniędzy już nie będzie. Ale nie wtedy. Część jej umierała. Z dnia na dzień było jej coraz mniej. Coraz mniej jej żyło. Ona czekała tylko aż śmierć pochłonie jej duszę i spokojnie zejdzie z tego świata...
Jednego z poranków jej sen został zakłócony przez natarczywe pukanie do drzwi. Ewelina nałożyła poduszkę na ucho i dłonią przycisnęła ją do niego, aby maksymalnie zagłuszyć dochodzący hałas. Gość był jednak cierpliwy, gdyż po kilku minutach nadal słyszała stukot. Dźwięk przeszkadzał jej w ponownym zaśnięciu, więc podniosła się do pozycji siedzącej i krzyknęła długie, przeciągłe ' proszę', po czym drzwi do pokoju uchyliły się. Zza nich wysunęła się uśmiechnięta pani Jadzia.
- Masz gościa - powiedziała. Nie zdążyła zapytać, kto to, gdy w pomieszczeniu pojawił się brązowooki brunet. Gdy kobieta zobaczyła minę podopiecznej od razu dopowiedziała - zostawię Was samych. - po czym opuściła pokój i zamknęła za sobą drzwi.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytała, nie patrząc mu w oczy.
- Chciałem Cię zobaczyć - uśmiechnął się. - Ładnie wyglądasz.
Wiedziała że kłamie. Nie miała na sobie makijażu, a włosy ułożone były przez poduszkę. Potargane dresy, które miała na sobie, nie dodawały jej żadnego uroku.
Gdy dziewczyna nie odpowiadała, Maciek ciągnął dalej:
- Co u Ciebie słychać? - uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Pytasz, jakby Cię to interesowało.
- A wiesz, że interesuje? - zaczął spacerować po pokoju i oglądać każdy element jego wystroju. - Bardzo ładnie urządzony - zerknął na dziewczynę, a gdy zobaczył jej smutną minę, szepnął "Przepraszam" i szybko zmienił temat. - Dlaczego znowu uciekłaś?
- Bo tak mi się podobało. - z jednej strony denerwowało go zachowanie Eweliny, ale przez jej unikające odpowiedzi pragnął poznać ją jeszcze bardziej.
- Dlaczego tak mnie traktujesz? - popatrzył na nią.
- Ale jak? - usiadła na brzegu łóżka i spuściła nogi poza nie.
- Unikasz rozmowy ze mną, jakbyśmy się nie znali.
- A znamy się? - podobała jej się ta gra. Czuła, że ma w niej przewagę.
- Drażnisz się ze mną! - zaśmiał się.
- Może troszkę - pierwszy raz uśmiechnęła się do niego.
- Chodź idziemy. - wskazał gestem ręki w stronę drzwi.
- Gdzie? - zapytała, mimo że wiedziała, że z nim poszłaby wszędzie.
- Gdziekolwiek - uśmiechnął się, a dziewczyna zeskoczyła z łóżka. Z jej kieszeni wypadła mała karteczka. - jutro masz następną wizytę.
- Nie idę tam.
- Masz rację, idziemy tam razem.


***

Szli ulicami miasta w ciszy. Tak na prawdę nie wiedzieli, o czym mogą ze sobą porozmawiać. Praktycznie się nie znali.
- Masz ochotę na kawę i ciastko? - zapytał.
- Nie pijam kawy.
- To może herbatka? - uśmiechnął się i popatrzył na nią nalegającym spojrzeniem.
- No dobrze. - kąciki jej ust wygięły się w lekki uśmiech.
Weszli do pobliskiej kafejki i zamówili napój i deser. Ewelina przeczesała ręką włosy i rozglądnęła się po sali. W jednym kącie siedział mężczyzna, pracujący przy swoim laptopie, a po drugiej stronie zakochana para młodych ludzi. Wzrok dziewczyny zatrzymał się chwilę na tych obcych ludziach, a przez jej głowę przeszło tysiące myśli, nie składające się w żadną logiczną całość.
Maciek przyglądał się towarzyszce i po chwili jego wzrok powędrował także w tamtą stronę.
- O czym myślisz? - wyrwał ją z zamyślenia.
- O niczym - odpowiedziała wymijająco. Chciał drążyć temat, ale w tym samym momencie kelnerka przyniosła ich zamówienie. 
Zajadali się szarlotką z bitą śmietaną i popijali ciepłą herbatkę. Jedno zerkało na drugie, a gdy ich spojrzenia się krzyżowały, jednocześnie odwracali wzrok. Każdy zauważyłby, że między tą dwójką jest jakieś uczucie. Trudno było je nazwać, ale tylko oni wiedzieli, co w ich duszach gra...



***

Minęła dobra godzina zanim opuścili kafejkę. Gdy przekroczyli próg, poczuli, że chłodny wiatr opanował całe osiedle. Ewelina zatrzęsła się lekko i przyspieszyła kroku. Maciek podążył za nią i mocno ją objął. Zaskoczona mina dziewczyny wcale nie odstraszyła chłopaka. 
- Widzę, że Ci zimno - uśmiechnął się.
- Dziękuję. - odpowiedziała i spuściła głowę, gdyż jej policzki powoli nabierały różowego koloru.
- Może pójdziemy do mnie do domu? - zaproponował.
- Wiesz.... ja już muszę wracać - stwierdziła wymijająco i uwolniła się z uścisku chłopaka.
Złapał ją za rękę tak, aby wymusić, żeby się zatrzymała. Przekręcił ją tak, że stali twarzą w twarz. 
- Dlaczego się mnie boisz? - zapytał, po czym przyciągnął ją do siebie i przytulił tak mocno, że nie mogła złapać oddechu. Czuła się bezpiecznie, ale dalej nie wiedziała, czy może zaufać chłopakowi.
Po chwili szli już jedną z ulic w stronę miejscowego schroniska. Maciek nie chciał naciskać na dziewczynę, żeby nie czuła się przez niego osaczona.
Gdy dotarli do celu nadszedł moment pożegnania. Chłopak przytulił dziewczynę i uśmiechnął się do niej. Oboli czuli jednak lekki niedosyt. Stali naprzeciwko siebie i patrzyli sobie głęboko w oczy. Ich twarze powoli się do siebie zbliżały. Chcieli jak najbardziej opóźnić ten moment, aby doznać jeszcze większej przyjemności. Już tylko milimetry dzieliły ich...
- Ewelina! - w drzwiach pojawiła się Pani Jadzia - dobrze, że już wróciłaś, trzeba pomóc mi przy kola...
Młodzi odskoczyli od siebie, a na ich policzkach zaczęły pojawiać się wypieki.
- Oj, chyba nie w porę - zdziwiona opiekunka, zawróciła w stronę, z której przyszła - Czekam w kuchni. - rzuciła i już jej nie było.
Patrzyli chwilę na siebie, aż w końcu dziewczyna rzuciła przelotne "Pa" i zniknęła za drzwiami budynku.
Maciek stał jeszcze chwilę w tym miejscu, a potem odwrócił się i poszedł w stronę swojego domu, rozmyślając, co by było gdyby...




Chyba komentarz jest tu zbędny. Przepraszam tylko za opóźnienia i dziękuję, że ktoś chce to czytać...

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 3 - "Czasami jest z nami niewidzialna moc, dzięki której łatwiej pokonuje nam się przeszkody życia."




- Nawet nie wiem od czego zacząć - głos jej drżał i każdy zauważyłby jaką trudność sprawiało jej wymawianie słów.
- Najlepiej od początku - chłopak nie wiedział czego ma się spodziewać, gdyż dziewczyna wyglądała na coraz bardziej zdenerwowaną - kiedy się urodziłaś?
Poczuła jak zasycha jej w gardle. Mimo że odpychała od siebie tę myśl, to polubiła chłopaka. Czuła, że może mu zaufać. W głębi serca wiedziała jak to wszystko się skończy, ale zebrała się na odwagę i słowa zaczęły wypływać z jej ust:
- Urodziłam się 17.07, 20 lat temu w małej wsi niedaleko Krakowa.I wiesz, ja chyba od zawsze miałam na czole napis "porażka" - chyba pierwszy raz zobaczył jak uśmiechnęła się. Nie był to szczery śmiech, ale żałosny. Jej głos, jej ciało wypełniał żal. - Mój ojciec pragnął mieć syna, a gdy dowiedział się, że będzie mieć córkę, po prostu odszedł. - łza spłynęła jej po policzku - wiesz jak to jest, gdy własny tata Cię nie kocha? Jak chciałby, żebyś był kimś innym?
Maciek przysunął się bliżej dziewczyny i złapał ją za rękę. Ta odruchowo ją zabrała i podciągnęła kolana pod brodę.
-Przepraszam - powiedział - mów dalej.
- Moja mama była bardzo chora - mówiła prawie niedosłyszalnym głosem - nie wiedziałam co się dzieje. Babcia opiekowała się mną i mówiła, że jest ona w pracy. Pamiętam dzień, w którym poszłam do niej do szpitala. Schudła kilkanaście kilo, miała sine usta i bladą twarz - jej ciało zatrzęsło się pod wpływem wspomnień - powiedziała, że jestem silna i dam sobie radę - łzy lały się strumieniami z jej oczu, a po chwili ciszy do uszu chłopaka dotarł jej cichy szept - dwa dni później nie było jej już ze mną.
Noc była ciepła. Nikogo nie było w pobliżu, więc tylko szumiące drzewa zagłuszały ciszę pomiędzy nimi. Ona nie miała siły nic powiedzieć, chyba myślała, jak kontynuować tę opowieść, a on nie chciał jej przeszkadzać. To był bardzo ważny moment dla obojga. Ta cisza zbliżała ich do siebie bardziej, niż jakiekolwiek słowa.
Ta piękna chwila została przerwana przez Ewelinę:
- Pewnie domyślasz się co było dalej. Spotkania z psychologiem, sądy, obcy ludzie. Miałam tylko 6 lat, przerażało mnie życie i każdy kolejny dzień. Potem dom dziecka i dopiero wtedy zaczęło się piekło. Byłam dzieckiem niskim, otyłym i raczej brzydkim. Byłam tam nowa... - zawiesiła głos - wiesz co tam się działo?
Pierwszy raz spojrzała na niego w celu zobaczenia jakiejś reakcji. Maciej pokiwał twierdząco głową, mimo iż nie miał bladego pojęcia, jak wyglądało jej życie w bidulu.
- Najpierw wytykali mnie palcami, potem wyzywali, czasami przechodziło do rękoczynów. Zawsze byłam waleczna i dążyłam do celu. Zaczęło się od odchudzania. Czułam się pewniejsza, więc bójki w moim życiu były na porządku dziennym. Z czasem stałam się postrachem w domu dziecka. Każdy się mnie bał, ja byłam szczęśliwa, ale wychowawcy nie byli zadowoleni. Po osiemnastce mnie wywalili. - opowiadała o tym spokojnie, jakby mówiła historię innej dziewczyny. Może nie miała siły już płakać, a może oswoiła się z tym, jak jeszcze niedawno wyglądała jej sytuacja.
Maciek patrzył na dziewczynę, czekając na dalszą część jest monologu. Ta, gdy zorientowała się, że ciemnooki oczekuje na więcej, uśmiechnęła się lekko i powiedziała:
- To wszystko.
- A jak Twoje życie wygląda teraz? - jej ciało przeszedł dreszcz. Miała nadzieję, że nie będzie musiała zdradzać tego sekretu.
Nie była osobą, która potrzebowała litości. Wręcz jej nienawidziła. Wolała być
samotna niż mieć kogoś kto by się nad nią litował. Wbrew jej woli, znajomość z przystojnym brunetem dążyła właśnie w tym kierunku. A ona nie potrafiła temu zapobiec...
- Mimo tego co sobie o mnie myślisz to nie jestem alkoholiczką - to zdanie powiedziała głosem już pewniejszym. Była zadowolona z tego, że nie jest związana z uzależnieniem. - po prostu, gdy mi smutno to alkohol jest moim towarzyszem. Tyle. - wzruszyła ramionami z wielką ulgą. W duszy cieszyła się, że jest jedna rzecz, której nie musi się wstydzić przed chłopakiem. Nie jest alkoholiczką. I nigdy nie będzie.
Maciej uśmiechnął się szeroko:
- Zawsze możesz mieć lepsze towarzystwo.
Po jej minie zorientował się, że nie była to trafna uwaga, więc od razu zmienił temat:
- A powiesz mi gdzie mieszkasz?
- Na prawdę chcesz to wiedzieć? - skinął głową w twierdzącym geście - pomieszkuje w schronisku dla bezdomnych.
Poczuła wielki wstyd, gdy wypowiadała te słowa.
- Sprzątam w domach takich jak Twój i dzięki temu mam jakieś pieniądze. W całym budynku mieszka kilkadziesiąt osób, które żyją z tego, co Ty wrzucisz do puszki, leżącej przy kasie w supermarkecie - jego zdziwiona mina jeszcze bardziej ją podburzyła - pewnie nigdy nie zauważyłeś tego pojemnika, prawda? - była tak zła, że krzyczała na cały głos - a od tego, czy wrzucisz tam dla Ciebie nic nie znaczącą monetę, zależy jaki zjem obiad!
Gdy Ewelina skończyła mówić, a łzy spływały jej strumieniami po policzkach, Maciek zbliżył się do niej i obejmując ręką, mocno do siebie przytulił. Próbowała wyrwać się z jego uścisku, ale po chwili odpuściła i wtedy poczuła, jak mocno bije serce chłopaka.
Trwali w uścisku dłuższą chwilę i oboje czuli, że mogłoby tak być już na zawsze.
Kiedy odsunęli się od siebie, dziewczyna zerwała się z ławki i zaczęła uciekać w stronę ulicy. Do uszu zszokowanego chłopaka dotarło tylko przeciągłe:
- Nie chcę Cię znać!
I cichy stukot jej butów o ziemię, który wkrótce ucichł.



Dzisiaj krótko, ale następny będzie dłuższy :) A ja zachęcam do komentowania. Wejść już ponad 350, a komentarzy dopiero 6 - ktoś tu nie chce się ujawnić ;c

Pozdrawiam, unknown

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 2 - "Znowu się spotykamy - to przeznaczenie, nie sądzisz?"



    Ewelina leżała na łóżku, zastanawiając się czy terapia ma jakikolwiek sens. Myśląc o tym nieprzyjemnym miejscu, bolał ją brzuch i czuła wielki stres, jakby miała pisać ważny egzamin. Egzamin decydujący o jej przyszłości. W pewnym sensie tak było. Gdyby stawiała opór - trwała by dalej w tym bagnie, gdy zaczęła współpracować - szanse na normalne życie znacznie się powiększyły.
    Rozglądnęła się po pomieszczeniu. Zdarte ściany, które początkowo pomalowane były białą farbą, teraz pokryte były wielkimi plamami, spowodowanymi ciągłym przeciekaniem rur. Leżała na górnym materacu piętrowego łóżka. Chociaż słowo "łóżko" to bardzo przesadzona nazwa na miejsce, na którym spała. Były to po prostu dwa materace - jeden niżej, drugi wyżej - podtrzymywane zardzewiałymi prętami. Przy każdym ruchu miała wrażenie że zaraz spadnie na współlokatorkę, leżącą poniżej.
    W tym pokoju stały jeszcze dwa takie piętrowe łóżka, ustawione blisko siebie. Na przeciwległej ścianie ustawione były 3 drewniane szafy, każda podzielona na 2 części, a wszystkie zamknięte na klucz. 6 lokatorów, 6 osobnych zamknięć - nikt nie mógł nikomu ufać.
    Gdy została sama w pokoju, powoli zeszła z materaca i podeszła do szafy. Z kieszeni swoich ciemnych jeansów wygrzebała kluczyk, włożyła do odpowiedniej dziurki i ostrożnie przekręciła go tak, aby nie uszkodzić zamka. Gdy drzwiczki się otworzyły, można było dostrzec 2 półki, na których leżało kilka ciuchów, podstawowe kosmetyki i ręcznik. Podniosła ubrania z dolnej półki i włożyła pod nie rękę. Wyczuła kilka banknotów, a obok nich 3 monety które zgarnęła w dłoń. Gdy ją wyciągnęła przeliczyła drobne i wrzuciła do kieszeni. Rozglądnęła się czy na pewno nikogo nie ma w pokoju i uświadamiając sobie, że jest sama ponownie skierowała swoją rękę pod materiał bluzki, leżącej na półce. Wysunęła delikatnie ramkę ze zdjęciem i przyglądnęła się kobiecie, która się na nim znajdowała. Delikatnie pogładziła palcem plastik, pod którym widniała uśmiechnięta twarz bardzo ładnej młodej blondynki. Poczuła jak łzy napływają jej do oczu, a nogi lekko się trzęsą. Z jej ust wyrwało się ciche "tęsknię, mamo", po czym odłożyła fotografie na miejsce, z którego ją wzięła i wierzchem dłoni szybko przetarła wilgotne już powieki.
Gdy usłyszała stukanie butów o klatkę schodową, szybko zamknęła szafkę i wskoczyła na łóżko. Po chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi, a zza nich wyłoniła się niska kobieta. Ciemne włosy podpięte w wysokiego koka schowane były pod kucharską siateczką na głowę, a dość otyłe ciało pokrywała długa, zwiewna sukienka.
Jej ciepły głos dotarł do uszu Eweliny:
- Mogę wejść?
- Oczywiście Pani Jadziu. - odpowiedziała i podniosła się do pozycji siedzącej. Podciągnęła nogi pod brodę i skinęła głową w geście zaproszenia.
Pani Jadwiga była kucharką w tym obskurnym miejscu, w którym dziewczyna mieszkała.
Oparła się o łóżko i zaczęła mówić:
- Jest praca od zaraz. Pomyślałam o Tobie. Państwo Kot potrzebują szybkiego wysprzątania domu na wieczorną imprezę.
- Dziękuję, oczywiście, że pójdę. - odpowiedziała i uśmiechnęła się. - Każdy grosz się przyda.
- Powiedziałam, że przed 11 ktoś jeszcze się tam stawi. Za 15 minut przyjdź do kuchni po adres. - uśmiechnęła się serdecznie i odwróciła się w stronę drzwi w celu wyjścia.


***

    Szła ulicą wskazaną przez panią Jadzię. Łatwo zauważyła, że była to okolica osób bogatych. Wielkie domy, bogato ozdobione ogrodzenia i idealnie przystrzyżone trawniki. Przez chwilę myślała sobie, że kiedyś też będzie mieć taki dom, piękny ogród i będzie mogła czuć się jak księżniczka we własnym królestwie. 
    Gdy dotarła pod dom, do którego dążyła zadzwoniła dzwonkiem, który znajdował się przy bramce. Po chwili oczekiwania na tarasie pojawiła się kobieta. Widać, że była zadbana, ale nie sprawiała wrażenia osoby zadufanej w sobie. Pomachała w stronę dziewczyny i ruszyła chodnikiem, aby otworzyć kłódkę. Gdy była już blisko zaczęła rozmowę:
- Pani Ewelina, tak? 
Gdy ta skinęła twierdząco głową, kontynuowała:
- Słyszałam, że jest Pani godna zaufania i po tej wizycie dom będzie lśnił czystością. - uśmiechnęła się serdecznie i gestem ręki zaprosiła ją do mieszkania.
    Dom był urządzony dosyć skromnie, jak na jej oczekiwania. Coś było jednak uroczego w tym budynku. Mimo bałaganu, który tam panował, czuć było rodzinną atmosferę wypełniającą przestrzeń.
    Aby nie tracić czasu od razu zabrała się za odkurzanie. Następnie powycierała kurze, pozbierała papierki, a rzeczy gospodarzy złożyła w jednym miejscu, aby sami schowali je w odpowiednie miejsce. Minęły dobre 2 godziny zanim skończyła pracę. Odebrała zapłatę i podziękowania od Pani Kot i ostatnim zadaniem na dziś było odłożenie mopa na miejsce. Gdy to zrobiła, zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
- Mama mówiła, że dziewczyna, która u nas sprząta, jest niesamowicie ładna i sympatyczna. - gdy usłyszała głos za sobą, cała zdrętwiała i nie była w stanie ruszyć się do przodu. Wiedziała do kogo ten głos należał.     Chłopak z poradni psychologicznej siedział w jej głowie, mimo iż cały czas go z niej wyganiała. W tamtym momencie wstyd było jej za to, co robi. Nie chciała być sprzątaczką - miała większe ambicje, ale w sytuacji, w jakiej się znalazła, szans na lepszą pracę nie było.
Stała ze spuszczoną głową, tyłem do Maćka. Ten zszedł po schodach i nadal mówił:
- Co do pierwszego, jak najbardziej się zgodzę. Ale drugie - prychnął kpiąco - nikt sympatyczny nie ucieka w trakcie rozmowy.
    Ewelina odwróciła się energicznie i popatrzyła chłopakowi głęboko w oczy. Były brązowe. Ten uśmiechnął się lekko w zachęcającym geście i zrobił krok do przodu. W tym czasie dziewczyna zmieniła kierunek i szybko wybiegła z domu. Maciek ruszył za nią, ale gdy dotarł na taras, ta była już za bramką. Widział tylko jak przez plecy zerka czy podąża za nią, jakby bała się, że ją skrzywdzić. Nie biegł za nią - nie chciał, żeby czuła przed nim strach.

***


    Błąkała się po mieście przez następną godzinę. Chciała zapomnieć o upokorzeniu jakie ją spotkało. Mimo iż chłopak wcale jej nie obchodził, to chciała pokazać się z jak najlepszej strony. A tu co? Jest sprzątaczką w jego domu. Gdy o tym myślała robiło jej się niedobrze i miała ochotę zapaść się pod ziemie.
Usiadła na jednej z ławek, podciągnęła nogi pod brodę, a łzy powoli zaczęły spływać jej po policzkach. Nienawidziła swojego życia.
    Po 15 minutach, gdy uspokoiła się, a wszystkie złe emocje wypłynęły z niej, gdy płakała, poczuła ściskanie w żołądku. Nie jadła nic od rana i głód dawał się we znaki. Wstała z ławki i powolnym krokiem zaczęła kierować się w stronę swojego tymczasowego miejsca zamieszkania.
    Weszła do kuchni i modliła się w myślach, aby nie spotkać Pani Jadzi. Nalała sobie trochę zupy z wielkiego garnka stojącego na stole i usiadła na taborecie, aby skonsumować pożywienie. Gdy skończyła, umyła talerz i odłożyła go na miejsce. Wychodząc, wyciągnęła banknot dwudziestozłotowy i wrzuciła go do puszki stojącej na ladzie. Gdy ktoś z "mieszkańców" coś zarobił, dokładał się do żywienia. Taki był zwyczaj.
Weszła po drewnianych schodach na górę i gdy dotarła do pokoju, od razu rzuciła się na łóżko. Była wykończona, więc usnęła, kiedy tylko przyłożyła głowę do poduszki.
    Obudziła się, gdy za oknem powoli robiło się ciemno. Zeskoczyła z łóżka, wyciągnęła z szafy sweter i założyła go, aby nie zmarznąć. Wyszła z budynku i postanowiła przejść się po parku. Cały czas dziwne wrażenie wstydu przepełniało całe jej ciało. Wiedziała jak może je zlikwidować. Skierowała się w dobrze znane jej miejsce. Usiadła przy barze i zamówiła drinka. Wiedziała, że nie powinna tego robić. Chciała wyjść, ale nie potrafiła. Gdy napój stał już przed nią, złapała szklankę w rękę i zaczęła pić jej zawartość. Czuła się okropnie, więc zamówiła następny. Po trzeciej kolejce, zaczęło kręcić się jej w głowie, więc wyszła na zewnątrz. Postanowiła wrócić do schroniska i nie robić sobie większych problemów.
    Szła aleją parkową, na której lampy były w bardzo dużych od siebie odległościach, więc w połowie drogi między jedną, a drugą było wielkim problemem dostrzec inną osobę. Nagle ktoś szturchnął ją mocno w ramię.
- Co taka ładna dziewczyna robi sama w parku nocą?
Ewelina zatrzymała się. Mimo wypitego alkoholu była w pełni świadoma, co zaraz może się stać, więc serce prawie wylatywało jej z piersi. Dwóch wysokich mężczyzn zaczęło wokół niej krążyć. Byli raczej chuderlawi, ale w porównaniu do jej drobnej postury mieli większe szanse na zrobienie krzywdy, więc stała spokojnie i czekała na rozwój wydarzeń. Gdy ją złapali, zaczęła wierzgać nogami, aby wyrwać się z ich uścisku. Kiedy ciągnęli ją w stronę krzaków, krzyknęła. Jej głos odbił się echem od drzew. Nikogo nie było w pobliżu, więc dziewczyna spodziewała się najgorszego.
    Kiedy zaczęli dobierać się do jej bluzki, jeden z mężczyzn dostał w głowę od kogoś, kto w tamtej chwili postanowił pomóc ofierze. Napastnik upadł, a gdy drugi zobaczył, co się stało z kolegą poluźnił uścisk, więc dziewczyna swobodnie się z niego wydostała. Mężczyźni zaczęli się szarpać, zadając sobie nawzajem ciosy w twarz. Ewelina nie mogła rozpoznać, kim był jej obrońca, gdyż było ciemno. Kiedy obaj oprawcy leżeli na ziemi, do jej uszu dotarł głos, który wszędzie by rozpoznała:
- Dwóch na jedną? Nie uważacie, że to trochę niesprawiedliwe?
Mężczyźni ostatkiem sił zerwali się z ziemi i uciekli w głąb parku. Dziewczyna siedziała oparta plecami o jedno z drzew. Nie miała siły wstać. Maciek podszedł do niej, podniósł ją i na rękach zaniósł na najbliższą ławkę. Niedaleko była lampa, więc w jej świetle widzieli się dokładnie. Po chwili ciszy znowu się odezwał:
- Znowu się spotykamy - to przeznaczenie, nie sądzisz? - uśmiechnął się figlarnie. 
Jego brązowe tęczówki wpatrywały się w jej zapłakaną twarz. Już chciała wstać z ławki i odejść, ale on złapał ją za rękę, utrudniając jej jakikolwiek ruch.
- Tym razem mi nie uciekniesz. - powiedział. - Uratowałem Cię. Może w końcu powiesz mi prawdę, kim naprawdę jesteś? Bo to, że nie pomagasz w wolontariacie już wiem...
Złapał jej twarz tak, by popatrzyła mu prosto w oczy.
- Długa historia... - pierwszy raz odezwała się do niego. Był to wielki krok w stronę sukcesu i on dobrze o tym wiedział. Udawała twardą, a tak naprawdę była bardzo krucha i delikatna. 
- Mam dużo czasu. - uśmiechnął się.
A ona czuła, że to ten moment. Że teraz pęknie. Wiedział jak sprawić, aby mu wszystko powiedziała. A ona wiedziała, że gdy chłopak dowie się, jak wygląda jej życie, ich krótka znajomość od razu się zakończy.


Dziękuję za komentarze. Dobrze wiedzieć, że ktoś to czyta :)
Pozdrawiam, unknown

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 1 - „Największym rywalem jesteśmy dla siebie my sami”



Szła długim korytarzem, rozglądając się wokół, aby nie przegapić pomieszczenia, w którym miała się stawić. Gdy zobaczyła dwie cyfry, które składały się w numer, poprzedzający ten, którym oznaczona była sala, do której zmierzała, całe jej ciało ogarnęło ciepło. Czuła, jak jej żołądek owijany jest przez niewidzialny sznurek, który próbuje zawiązać się w supeł, nie licząc się z tym, że pośrodku niego jest jej narząd. Zrobiła trzy kroki w przód i odwróciła się, aby stanąć twarzą w twarz z drewnianymi drzwiami.
Leżała tam jeszcze dobrą chwilę. Nie wiedziała, czy minęło 15 minut, czy może godzina. Nie mogła tego sprawdzić, gdyż na żadnej ze ścian nie wisiał zegar. Dopiero w tym momencie odczuła jak bardzo boli ją głowa. Dostrzegając szklankę wody leżącą na stoliku obok, złapała ją szybko i za jednym razem wlała w swoje spierzchnięte usta całą jej zawartość. Oblizała wargi, by sprawdzić, czy żadna kropla na nich nie pozostała. Odłożyła naczynie na miejsce, z którego je wzięła i opadła na białą, szpitalną pościel. Jej głowę rozsadzało pikanie maszyn, znajdujących się w pomieszczeniu. Obróciła się na bok, ręką nasuwając kołdrę na ucho, mocno ją do niego przyciskając tak, aby w jak największym stopniu stłumić hałasy, które ją drażniły.
W tym samym momencie do sali wszedł około 50 letni mężczyzna. Odchrząknął lekko, tak by zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. Ta od razu odwróciła się. Podpierając się na rękach, podniosła swoje zmęczone ciało. Przez chwilę nie było słychać żadnego głosu. Lekarz patrzył na pacjentkę, a ta gapiła się w podłogę.
Czuła, jak w jednym momencie robi się czerwona, a wstyd ogarnia ją całą. Zresztą jak zawsze. Pan Staszek to najmilsza osoba na świecie. A ona znowu go rozczarowała. Przecież tego nie chciała. Był dla niej niczym ojciec. Ale wiedziała, że jego cierpliwość też ma granicę.
- Przepraszam. – wydukała cicho, dalej oglądając buty lekarza.
Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. W tamtej chwili nie miała odwagi spojrzeć w oczy sama sobie.
Nacisnęła klamkę i nieśmiało popchnęła drzwi. Powolnym krokiem weszła do pomieszczenia. Było bardzo przestronne, ale poczuła jak całe powietrze gromadzi się wokół niej, sprawiając, że oddychanie nie było już tak łatwo sprawą. Ściany koloru zielonego powinny nadawać przytulności temu pokojowi, a tymczasem jeszcze bardziej go ochładzały. Po jednej stronie stało białe biurko, za którym siedziała ciemnowłosa kobieta w okularach. Na widok gościa od razu podniosła się z krzesła i uśmiechnęła się. Ubrana była w długą granatową sukienkę, którą ozdabiała wszyta miejscami koronka w tym samym odcieniu.
- Ewelina, tak? – zapytała. Dziewczyna delikatnie pokiwała głową w geście twierdzącym, co sprawiło, że uśmiech na twarzy kobiety znacznie się poszerzył. – Czekałam na Ciebie. Zapraszam.
Gestem ręki wskazała na fotel, znajdujący się po drugiej stronie jej biurka. Dziewczyna oglądnęła się w drugą stronę. Czerwona kanapa narożnikowa chyba najbardziej jej się spodobała. Zawsze o takiej marzyła. Kolor mebla kojarzył jej się z ulubionym pluszakiem z dzieciństwa. Duży miś ubrany w czerwony kubraczek. Kochała go. Odkąd tylko pamięta zawsze był przy niej. W dzień z nią rozmawiał, a w nocy odganiał koszmary. Był jej przyjacielem, a także strażnikiem. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie o maskotce. Lecz gdy tylko zobaczyła jak kobieta ponagla ją wzrokiem, jakiekolwiek przejawy optymizmu ją opuściły.
Uświadomiła sobie, że drzwi są nadal otwarte, więc szybkim ruchem zamknęła je za sobą. Nieśmiało podeszła do biurka i usiadła na wyznaczonym miejscu. Czuła się nieswojo, mimo że kobieta serdecznie się uśmiechała. Ewelinie od razu przeszło przez myśl, jaką jest matką. Wyglądała na około 30 lat i musiała stwierdzić, że była ładna. Ciemne włosy okalały lekko różowawą twarz, rzęsy były lekko muśnięte tuszem, a w oczy najbardziej rzucały się pomalowane na czerwono usta. Zerknęła na plakietkę na sukience towarzyszki „Edyta Zapłon-Tworek”. Coraz więcej wskazywało na to, że ma męża. Możliwe też, że dzieci. Pewnie wraca do domu popołudniami, robi obiad i w przyjemnej atmosferze spędza wieczór. Pyta się córki albo syna jak było w przedszkolu, a sama opowiada partnerowi z jakimi problemami musiała się dzisiaj zmagać.
Piąstki dziewczyny mocniej się zacisnęły. Od razu skarciła się w myślach. Nie może być zła na kogoś, że ma coś czego ona nigdy nie miała. Zazdrość do niczego nie prowadzi.
Z zamyślenia wyrwał ją głos kobiety:
- Opowiedz mi coś o sobie.
I w tym momencie cała, choć bardzo minimalna, sympatia do kobiety znikła. Wręcz znienawidziła ją za to pytanie. Nie uważała się za ciekawą osobę, tym bardziej nie chcąc o sobie opowiadać innym osobom. Nieznajomym w dodatku. Po raz kolejny zastanawiała się co tu robi, dlaczego w ogóle przyszła na to spotkanie, dlaczego nie mogła uciec jak zawsze.
Pan Staszek podszedł do niej i usiadł na skraju łóżka. Podniosła się do pozycji siedzącej i podsunęła nogi pod brodę. Bała się, co powie. Siedzieli tak w ciszy przez kilka chwil.
- Dlaczego to znowu zrobiłaś?
Miał tak ciepły i spokojny głos, że dziewczyna jednocześnie czuła się bezpiecznie, jak w domu, ale także jej uszy bolały ją od tonu, ponieważ spodziewała się złości i żalu. Sama nie potrafiła zinterpretować usłyszanych słów.
Pytanie wisiało w powietrzu między nimi. Raz jedno, raz drugie otwierało buzię, aby coś powiedzieć, lecz po chwili namysłu po prostu ją zamykało.
- Nie radzę sobie z tym…
Jej szept był ledwo dosłyszalny. Ale on usłyszał. Podszedł do niej i mocno ją przytulił. Jak ojciec córkę. Wiedziała, że on może jej pomóc. Łzy spłynęły jej po policzkach. Była jak małe bezbronne dziecko.
- Jesteś silną dziewczyną, Ewelina. Wygrasz tą walkę, jeśli nie poddasz się na starcie.
Przypomniała sobie słowa doktora i poczuła wewnętrzną siłę do tego, by walczyć. Chciała wyjść z tego bagna i żyć normalnie. Tak jak każdy człowiek. Nie wiedziała tylko, czy starczy jej na to sił. Największą przeszkodą w dojściu do celu była ona sama. I dobrze wiedziała, że jest to przeciwnik najwyższej klasy.
Przełamała się. Powiedziała kobiecie wszystko to, co chciała usłyszeć. Nie obyło się od łez. Trudne przeżycia dają się we znaki. Całe jej życie było jednym wielkim bólem, ale z nim walczyła i to było najważniejsze.
Po 30 minut wyszła z gabinetu. Do kieszeni ciemnych jeansów schowała karteczkę, którą dostała od Pani Edyty. Miała na niej datę i godzinę następnego spotkania. Przeszła przez korytarz i zobaczyła wielki automat. Poczuła pragnienie, gdyż od kilku godzin żaden płyn nie znalazł się w jej ustach. Przeszukała wszystkie kieszenie w celu znalezienia jakichś drobnych. Nic w nich nie było. Musiała nacieszyć się darmową wodą, którą można było się poczęstować. Nalała do plastikowego kubka trochę napoju i usiadła na krzesłach obok, rozkoszując się uczuciem nawilżenia spieczonych warg.
Po chwili ktoś usiadł koło niej. Nawet nie popatrzyła w stronę nieznajomego. Ten jednak, poczuł się chyba mile przywitany mimo, iż dziewczyna nawet nie drgnęła.
- Cześć. Maciek jestem.
Ewelina odwróciła głowę w jego stronę. Ciemne włosy, brązowe oczy. Powróciła do picia wody, nie odpowiadając słowem. Nowo poznany chłopak nie wydawał się speszony tą sytuacją. Był tak pewny siebie, że nie zwracał uwagi na brak odzewu.
- Jesteś pewnie wolontariuszką – mówił dalej – Co ja mówię, co taka ładna dziewczyna mogłaby robić w takim miejscu, jeśli nie pomagać innym.
Mimo iż Ewelina nie zwróciła uwagi na ten komplement, coś jednak kazało jej zaprzeczyć temu co mówił chłopak. Już miała powiedzieć, że wcale nie należy do ochotników, że jest tu w innym celu, ale nie zdążyła, gdyż nieznajomy widocznie się rozkręcał.
- Ja też jestem wolontariuszem. Będę tutaj codziennie, więc na pewno się jeszcze spotykamy.
Jakoś jej to nie ucieszyło.
Nie spodobała jej się ta zbyt duża pewność siebie u chłopaka. Nie wiedziała, dlaczego do niej podszedł, dlaczego się odezwał. Z zamyślenia wyrwał ją jego głos:
- A Ty dalej się nie przedstawiłaś. Dowiem się jak masz na imię?
Nie chciała odpowiadać. Dlaczego miała by powiedzieć mu jak się nazywa? Czy jest to informacja bez której nie przejdzie przez życie?
- Ewelina. – usłyszała cichy głos. W pierwszym momencie nie zdawała sobie sprawy, że ona sama siebie zdradziła.
Skarciła się w myślach
- Bardzo ładnie. – usłyszała.
Zerwała się z miejsca i wyszła z budynku. Czuła na sobie wzrok chłopaka. Miała nadzieje, że to pierwsza i ostatnia rozmowa, a ona go nigdy więcej nie spotka.



Jeśli to czytasz - skomentuj! Chciałabym wiedzieć, czy jest sens kontynuowania tej historii :)
Pozdrawiam, unknown


wtorek, 8 lipca 2014

prolog - z samotnością nikt nie wygrał, trzeba się po prostu do niej przyzwyczaić



Niedzielny, majowy poranek każdemu kojarzy się z chwilą relaksu i błogiego leniuchowania. Cieplutka kołderka, a w ręce kawa, zrobiona przez ukochaną osobę, to idealne połączenie do tego, aby naładować wewnętrzne akumulatory na nadchodzący tydzień. Jest to upragniony moment dla wielu ludzi.
Ale nie dla niej…
Kolejny raz budzi się w tym miejscu. Duże pomieszczenie, na środku którego stoi łóżko, a ściany, które wyglądają jakby wybudowane zostały przed wojną, są koloru białego. Na jednej z nich znajduje się duże okno, które jako pierwsze zostaje przez nią zauważone po przebudzeniu. Delikatnie zmrużone oczy oznaczają, że przez nie do końca zasuniętą zasłonę, wkradł się pierwszy dzisiejszego dnia promyk słońca.
Odwróciła głowę w przeciwną stronę, zatrzymując swój wzrok na niedomkniętych drzwiach, które wpuszczały smugę światła do pomieszczenia. Czekała aż przyjdzie lekarz, powie jej długie kazanie i puści do domu. Tak było zawsze.
            Często słyszała jak pielęgniarki rozmawiały o niej. Setki razy usłyszane zdanie „Jak taka młoda dziewczyna może psuć sobie tak życie?”. Już jej to nie obchodziło. Była to tylko i wyłącznie jej sprawa. Ile jest ludzi, tyle opinii, więc wszystkim nigdy nie dogodzi – tak tłumaczyła sobie od dobrych kilku miesięcy.
            W pomieszczeniu robiło się coraz jaśniej, minuty mijały, a jej uszy wypełniał tylko odgłos aparatury, do której była podłączona. Gdy lekarz nadal nie przychodził, miała ochotę wstać, uciec stamtąd i nigdy nie wracać.
Dogłębnie się na ten temat zastanawiając to, gdyby nie pojawiła się tam tyle razy, gdyby ktoś któregoś razu nie zadzwonił po pogotowie - nie było by jej na tym świecie. Zimą mogłaby zamarznąć na jakiejś ławce albo stać się ofiarą jakiegoś kata, który nieświadomy tego co robi, skrzywdziłby ją. W takich momentach była wdzięczna ludziom, którzy jej pomogli. Coraz częściej jednak zastanawiała się, po co się męczy na tym świecie. Gdyby stąd zniknęła, nikt nie zauważyłby jakiegokolwiek ubytku. Przecież każdy tęskni za osobą, którą kocha. A jej przecież nikt nie kocha.  
Gdy ktoś mówił, że bez miłości nie da się żyć, że do szczęścia potrzebna jest druga osoba, ona śmiała się twarz. Była najlepszym przykładem tego, że najlepszym towarzystwem jesteśmy sobie sami. Czasami czuła, że chciałaby mieć kogoś do kogo mogłaby się odezwać, a ten wykazałby zainteresowanie tym co mówi. Były to jednak chwile słabości. Ku jej zdziwieniu zdarzały się coraz częściej. Nie czuła się nikomu potrzebna, nie miała perspektyw na przyszłość. Żyła chwilą. Wiedziała do czego to wszystko zmierza, ale nie miała siły walczyć. Nie miała dla kogo walczyć. Obawiała się samej siebie. Jej spontaniczność sprawiała, że nie wiedziała, czy będzie w stanie powstrzymać się przed zrobieniem czegoś głupiego. Nie chciała z nikim żyć, ale coraz częściej zdawała sobie sprawę, że bycie samotnym to najgorsza rzecz na świecie.